czwartek, 12 lutego 2015

Próbny Post

(Źródło: KLIK)

Rok później
*Violetta*
Ciemność... Trzask drzwi... Znowu on. Przylazł, jak co wieczór. Chce tego co zawsze... Ja protestuję. Potem czuję mocne uderzenie w twarz. Upadam na ziemię, a on robi to na siłę. Kopie mnie jeszcze w brzuch, po czym widzę już tylko ciemność...

Budzę się z krzykiem i zalewam łzami. Znów ten koszmar. Od jakiegoś tygodnia znowu śnią mi się te cholerne wspomnienia. Ścieram łzy i wstaję. Z szafy wyjmuję przygotowane ubrania, po czym kieruję się w stronę toalety. Tam biorę mój ulubiony poranny prysznic, ubieram się, robię makijaż, rozczesuję włosy i gotowa wychodzę. Patrzę na zegarek, na którym widnieje godzina 7.15 i ruszam w kierunku kuchni. Nie mam gdzie się spieszyć, ponieważ w stud!o muszę być o 9.30. Postanowiłam zrobić naleśniki z dodatkami. Mmm, jak ja dawno ich nie jadłam. Po pół godzinie zasiadłam do stołu i zaczęłam delektować się śniadaniem. Tata wyjechał w sprawach służbowych. Nie zgodziłam się jechać z nim, z czego nie był zbyt zadowolony, ponieważ Olgita i Ramallo wracają dopiero za 2 tygodnie z Paryża, gdzie spędzają miesiąc miodowy. Za to Angie, która mieszka w tej chwili z Pablo (od aut. Nie wiem jak wy, ale ja jestem za Pablangie ♥), odwiedza mnie co 2 dni. Po zjedzeniu śniadania posprzątałam po sobie. Talerze włożyłam do zmywarki, a stół i blat przetarłam czystą ściereczką. Z domu wyszłam o 8.50 i skierowałam się w stronę stud!o.

~◆~

*León*
Z Violettą dogaduję się bardzo dobrze. Wiem, że nie powiedziała mi wszystkiego o sobie, że coś ukrywa, ale... nie będę naciskał. Poczekam, aż będzie gotowa. Spojrzałem na zegarek. Eh... trzeba wstać. Wolnym krokiem wstałem i poszłem do toalety, gdzie wykonałem wszystkie poranne czynności. Zszedłem ma dół i zrobiłem sobie śniadanie. Postawiłem na zwykłe kanapki. Gdy zjadłem, odłożyłem talerz do zmywarki i ruszyłem w kierunku stud!o.

~◆~

*Violetta*
-Hej Violu! Co ty na to, abyśmy poszli po zajęciach do parku na lody? - Zapytał León. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy, nie chcę go stracić... Stał się dla mnie naprawdę ważną osobą. 
-Jasne! Pod warunkiem, że ty stawiasz. - Zaśmialiśmy się. 
-OK, niech będzie, ale następnym razem ty. - Odpowiedział.
-O ile będzie następny raz. - Postanowiłam się trochę z nim podroczyć.
-A czemu miało by nie być? - Zapytał.
-No nie wiem, nie wiem... - Powiedziałam tajemniczo, a on posmutniał.
-Hej! Przecież żartuję! - Powiedziałam.
-Domyśliłem się, ale tak pomyślałem, co bym zrobił, gdyby coś ci sie stało... gdybym cię stracił. - Powiedział cicho, a mi ciepło na sercu sie zrobiło. W moich oczach zebrało sie parę łez wzruszenia. Starłam je, po czym mocno wtuliłam się w Verdasa.
-Kocham Cię. Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam. - Powiedziałam. Czułam, jak drgnął na słowa "kocham cię". Szczerze mówiąc, po tym jak się do siebie zbliżyliśmy, poczułam do niego coś więcej... Lecz nie chcę popsuć naszej przyjaźni. Bo co, jak nam nie wyjdzie? Poza tym, on napewno nic do mnie nie czuje.
Rozmyślając tak, lekko posmutniałam. León, który to zauważył, zapytał:
-O czym tak myślisz? Czyżby o najwspanialszym, najprzystojniejszym, najmądrzejszym [...] mua? - Próbował mnie rozśmieszyć, co mu się oczywiście udało. 
-Zapomniałeś dodać, że najskromniejszym. - Powiedziałam, po czym się zaśmiałam. 
-A tak, to też. - Odpowiedział, dalej kryjąc się za swą poważną i zarozumiałą maską. Po chwili jednak pękł i dołączył się do mojego śmiechu.

~◆~

Wracamy właśnie ze stud!o. Cały czas się śmiejemy, przez co wyglądamy trochę jak wariaci, ale się tym nie przejmujemy. Kierujemy się w stronę lodziarni, gdzie zamawiamy po dwie gałki lodów.
-Jakie chcesz, Violu? - Zapytał León. 
-Hm... Jedną czekoladową, a drugą jagodową. - Odpowiedziałam po lekkim namyśle. - A ty, jakie bierzesz?
-Waniliową i Pistacjową. - Powiedział i złożył zamówienie. 
Gdy odebraliśmy swoje lody, udaliśmy się do parku.

~◆~

*Leòn*
Postanowiłem dziś wyznać swoje uczucia Violetcie. Myślałem, że z czasem się ulotnią, ale one tylko przybierają na sile, a ja nie mogę dłużej ich w sobie tłumić. Najchętniej bym do niej po prostu podszedł i pocałował, lecz nie mogę tego zrobić...
Jesteśmy już w parku. Idziemy jeszcze kawałek, po czym siadamy na naszej ulubionej ławce. Zawsze gdy tu jesteśmy, kierujemy się właśnie na tą ławkę.
-Violetta, ja muszę ci coś wyznać... - Zacząłem dość niepewnie. 
-León, tylko mnie nie strasz. - Odpowiedziała zaniepokojona. 
-Chodzi o to, że... Od kiedy tylko pierwszy raz cię spotkałem, zakochałem się w tobie na zabój. Nie mogłem o tobie zapomnieć, dlatego tak strasznie mnie bolało to, jak mnie nienawidziłaś. Później, gdy się do siebie zbliżyliśmy, nie chciałem psuć naszej przyjaźni, więc starałem się stłumić to uczucie, mając nadzieję że się ulotni. Niestety myliłem się, ponieważ to przybrało tylko na sile. Violu, zakochałem się w tobie.
-León, ja... - Zaczęła niepewnie. 
-Wiem... Nie kończ. Pewnie nic do mnie nie czujesz, a ja właśnie zepsułem naszą przyjaźń. Proszę, zapomnijmy o tym.
-Nie! León, nie dałeś mi dokończyć. Ja też się w tobie zakochałam. Na prawdę, w tej chwili nie potrafię wyobrazić sobie życia bez Ciebie. - Byłem taki szczęśliwy, że nie panowałem nad tym co robię. Wstałem, podniosłem Violę, po czym ją mocno obkręciłem dookoła naszej osi. Gdy przystanąłem, dalej pod napływem emocji, namiętnie ją pocałowałem. Po chwili Vilu Oddała pocałunek. 
-A więc, Violetto... - Zacząłem. - Czy zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną? - Zapytałem.
-Oczywiście, León. Kocham Cię! - Krzyknęła i mocno mnie przytuliła.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że nie muszę już ukrywać przed tobą moich uczuć. - Powiedziałem, przepełniony radością. Na te słowa Viola mnie ponownie pocałowała, a ja oczywiście pocałunek oddałem.

~◆~

*Violetta*
To chyba najszczęśliwszy dzień mojego życia. Jeszcze rok temu, nawet bym nie śniła o czymś takim. To by było zupełnie nie do pomyślenia. Życie jednak zaskakuje. Jednak nie zawsze jest to miła niespodzianka...
Wracaliśmy właśnie do domu. León uparł się, że mnie odprowadzi. Jest taki kochany... Cieszyliśmy się chwilą, dopóki nie zobaczyłam jego... Cała zdrętwiałam i zbladłam. Zrobiło mi się słabo, przez co się trochę zachwiałam. Wspomnienia znowu powróciły, przez co momentalnie zalałam się łzami. León od razu zauważył moje... hm, załamanie? Szybko wyrwałam mu się spod ramienia i jak najszybciej pobiegłam do domu. Słyszałam jeszcze nawoływania mojego chłopaka, ale nie miałam zamiaru się zatrzymać. Nie teraz... Najszczęśliwszy dzień mojego życia stał się... Właściwie sama nie wiem jakim. Nie mogę nazwać go najgorszym, ponieważ to właśnie dzisiaj Leòn wyznał mi swe uczucia. Poza tym, przeżyłam gorsze. Tak, gorsze. Ponieważ to właśnie przez niego, osobę którą widziałam w parku, były takie okropne.
Znowu zalała mnie fala wspomnień, przez co mój płacz się nasilił.

~◆~

*Leòn*
Szliśmy parkiem, gdy Violetta gwałtownie stanęła. Patrzyła się gdzieś przed siebie, a jej twarz stała się trupio biała. Cała zalała się łzami, a gdy spytałem się jej, co się stało, była na tyle nieprzytomna, że chyba nawet tego nie usłyszała. Wyrwała się spod mojego ramienia i pobiegła, jak przypuszczam, do swojego domu. Od razu ruszyłem za nią. Martwię się... Jesteśmy razem od 1.5h, a ja prawdopodobnie już wszystko schrzaniłem. Tylko co ja złego zrobiłem? A może jednak to nie ja? Nie mam pojęcia, w każdym razie, muszę ją jak najszybciej znaleźć.

~◆~

*Violetta*
Leżałam na łóżku i płakałam. Nagle do mojego pokoju wpadł zmachany León. Widać, jaki był zmartwiony. Przysiadł na moim łóżku i zapytał troskliwie:
-Violu, co się stało? - Powiedział to bardzo cicho i czule... Jest taki kochany.
-N-no b-bo...j-ja w p-parku... - Głos mi się łamał. Postanowiłam wziąć się w garść. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. - Wparku widziałam kogoś.
-A... Co w tym złego?  - Zapytał niepewnie. Przez cały czas miałam wzrok odwrócony od niego.
-Ten człowiek mnie kiedyś bardzo skrzywdził. - Powiedziałam, a mój głos na nowo zaczął się łamać. Przełknęłam głośno wielką gulę, która powstała w moim gardle i uniemożniwiała mi normalną mowę.
-V-violuś... Co on ci takiego zrobił? - Zapytał drżącym głosem.
-Nie wiem, czy jestem gotowa na rozmowę o tym. - Odpowiedziałam, aż nazbyt spokojnie. Przymknęłam delikatnie oczy i mówiłam dalej. - Wiem, że jesteśmy razem i nie powinnam niczego przed tobą ukrywać, ale ja nie jestem jeszcze na to gotowa... Przysięgam, że kiedyś ci to opowiem. - Odpowiedziałam.
-Dobrze, ja poczekam tyle, ile będzie trzeba. - Powiedział łagodnym tonem.
-Dziękuję Ci. - Oznajmiłam po chwili.
-Ale za co? - Zapytał zdezorientowany.
-Za to, że jesteś. - odpowiedziałam z uśmiechem. Rozmawialiśmy tak jeszcze długi czas. Tematy do rozmów nam się nie kończyły, wręcz odwrotnie. Dziwnie ich przybierało. Nim się obejrzelismy, wybiła 22.00
-Późno już kotku. - Powiedziałam. Miło mi go tak nazywać.
-To... może zostanę u ciebie na noc? - Zabawnie poruszył brwiami, na co się zaśmiałam. - Oczywiście nie liczę na nic więcej. - Dodał, unosząc ręce w geście obronnym.
-Dobrze, przecież cię nie wywalę z domu. - Powiedziałam, cicho chichocząc.
-Oj nie wiem, nie wiem... Myślę, że ty byłabyś zdolna do czegoś takiego.
-Ale nie dla ciebie. - Odpowiedziałam na jego oskarżenia. - Dobra, wolisz spać u mnie, czy w gościnnym? - Zapytałam.
-A co polecasz? - Zapytał, dalej się ze mną drocząc.
-Wiesz... Z doświadczenia wiem, że moje łóżeczko jest bardzo mięciutkie i cieplutkie, a te w pokoju gościnnym... w sumie nie wiem, ponieważ na nim nie spałam. Jak chcesz, możesz przetestować. - Odwróciłam kota ogonem.
-Z chęcią, ale innym razem. Tej nocy skuszę się na twoje milutkie łóżeczko.
Podroczyliśmy się tak jeszcze chwilę, po czym ruszyłam do szafy po piżamę.
-A w czym będziesz spał misiu? - Zapytałam.
-Ja tam mogę spać i nago. - Znów poruszał śmiesznie brwiami.
-Może innym razem. - Zaśmiałam się.
-A co, przeszkadzało by ci to? - Zapytał, udając urażonego.
-No coś ty. Nic bym do tego nie miała, ale myślę, że mamy jeszcze jedno rozwiązanie. - Powiedziałam.
-Jakie? - Zapytał. - Chyba nie ubiorę niczego twojego? - Zażartował.
-Jak chcesz, to możesz. Tym razem jednak może pożyczę coś od braciszka? - Zapytałam.
-To ty masz brata?! - Zapytał na maxa zdziwiony. - Jakim cudem do tej pory ani razu go nie widziałem?
-Ponieważ go tutaj nie ma? - Odpowiedziałam, nadal śmiejąc się z jego miny.
-To jak ty chcesz pożyczyć jego ubrania. I gdzie on jest?
-Możesz od początku. Więc tak: Mam o dwa lata starszego brata, ale mniej więcej twojej postury. Nazywa się Federico i ze 3 lata temu wyjechał do Londynu. Normalnie tam funkcjonuje, ma dom, pracę, dziewczynę. Bardzo go kocham, ponieważ zawsze mnie wspierał, nawet gdy wszyscy byli przeciwko mnie. Jeżdzę do niego, lub on do mnie przynajmniej 2 razy w roku. Dłużej bym bez niego nie wytrzymała. Nie było okazji, żeby ci powiedzieć, ale chyba się na mnie nie gniewasz? - Zapytałam z nadzieją w głosie.
-No jasne, że nie kochanie. Mam nadzieję, że go kiedyś poznam, ponieważ z twoich opowiadań wynika, że to najlepszy brat na świecie. - Powiedział, po czym się zaśmiał.
-Tak, jest wspaniały. - Odpowiedziałam.
-Hej! Bo będę zazdrosny. - Powiedział, udając obrażonego.
-Dobra, dobra. To ja pójdę czegoś poszukać, a ty najlepiej chodź ze mną. - Powiedziałam, po czym ruszyłam w stronę pokoju Federico. León ruszył oczywiście za mną. Na miejscu znaleźliśmy jakąś piżamę i wróciliśmy do mojego pokoju.
-Toaleta jest na dole, lub jak wolisz, w gościnnym. - Powiedziałam, po czym sama skierowałam się w stronę mojej toalety. Wzięłam tam szybki prysznic, a włosy zostawiłam w spokoju, ponieważ rano je myłam. Gdy wyszłam z kabiny, ubrałam moją piżamkę, włosy związałam w luźnego kitka i wyszłam. W pokoju czekał już na mnie León. Położyliśmy się razem w moim łóżku, wymieniliśmy paroma słówkami i wzrotem ,,Dobranoc", po czym Morfeusz zabrał nas do swojej krainy.

~◆~

*León*
Obudziłem się rano, przed Violą. Nie chciało mi się wstawać, wolałem popatrzeć sobie na moją księżniczkę, dlatego nawet nie spojrzałem na zegarek. Po jakiejś pół godzinie Viola zaczęła się budzić.
-Hej słońce. - Powiedziałem na powitanie.
-Witaj skarbie. Em, długo mi się tak przyglądasz? - Spytała zakłopotana.
-Sam nie wiem. Straciłem rachubę czasu, ale tobie mogę się przyglądać wiecznie, a i tak mi się to nie znudzi. - Na moje słowa się zarumieniła. - A mówiłem ci już, jak bardzo pasuje Ci purpur na policzkach? - Teraz stała się już cała czerwona.
-Koniec tych komplementów, bo mnie onieśmielasz kotku. - Powiedziała i musnęła moje wargi. Oddałem pocałunek i Odparłem:
-Ja? León Víctor Verdas, skromny chłopak, onieśmielił najpiękniejszą, najcudowniejszą, najmądrzejszą [...] dziewczynę pod słońcem? - Zapytałem.
-No nie... Czym sobie zasłużyłam na tak cudownego chłopaka? - Zapytała, a mi się ciepło na sercu zrobiło.
-Tym, że jesteś równie cudowną dziewczyną. Pasujemy do siebie, nieprawdaż?
-Niewyobrażam sobie życia bez Ciebie. - Powiedziała, a po chwili dodała:
-Trzeba wstać bo się spóźnimy do stud!o. Która jest właściwie godzina? - Zapytała, jakby sama do siebie, ponieważ wstała i sprawdziła godzinę. - Co?! León, obawiam się, że już za późno, żebyśmy poszli na zajęcia. - Odparła.
-A która godzina?
-Za dwadzieścia jedenasta.
-Czyli co... Moja grzeczna dziewczynka użądza sobie wraz ze mną wagary? - Zapytałem i zabawnie poruszyłem brwiami.
-Na to wygląda, mój niegrzeczny chłopczyku. - Powiedziała i zachichotała. - To ja idę do toalety. - Dodała i skierowała się do wcześniej wymienionego pomieszczenia.

~◆~

*Violetta*
Udałam się do toalety, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności. Po wyjściu, zastałam czekającego już na mnie Leóna.
-To co dziś robimy? - Zapytał.
-Może... Teraz przejdziemy się do parku? - Zapytałam.
-A potem do kina? - Zaproponował.
-OK, ale nie na horror. - Wiedziałam, jak je uwielbia, dlatego po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów zrobił maślane oczka, aż proszące się, by mu ulec.
-Oj no dobra...

~◆~

Chodzimy właśnie parkiem, przez nasze ulubione alejki. Trzymamy się za ręce, a między nami panuje tym razem naprawdę przyjemna cisza. Po półtorej godziny kierujemy się w stronę kina. León wybiera film, a jak znam życie, będzie to coś naprawdę strasznego. Okazuje się, że mamy jeszcze pół godziny, więc kierujemy się do małej kawiarni, położonej koło kina. Zamawiamy tam 2 kawy i siadamy przy jednym ze stolików pod oknem. Tam cały czas rozmawiamy, śmiejemy się, a atmosfera między nami jest naprawdę rozluźniona. Mam najlepszego chłopaka, a zarazem przyjaciela, jakiego nie mogłabym sobie nawet wymarzyć. Po wypiciu gorącego napoju, wracamy do kina. León idzie jeszcze kupić jakieś przekąski. Jak wraca, z popcornem i colą, kierujemy się do sali kinowej. Przez cały seans, który był naprawdę straszny, wtulałam się w mojego chłopaka. Jak to cudownie brzmi. Nie mogę się tym nacieszyć, a najchętniej, to bym cały czas używała tego wzrotu.
Właściwie wracamy z kina. Jest już 20.00, a ja jestem naprawdę zmęczona. 
-Ten dzień był cudowny. - Stwierdziłam.
-Najlepszy, bo spędziłem go z tobą. Poza tym, nie zapominaj, że jeszcze nie dobiegł końca. -Odpowiedział mój kochany.
-Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś go tak spędzimy.
-Oczywiście że tak. Masz jakieś plany na sobotę? - Zaśmiałam się i odpowiedziałam:
-Teraz już tak.
Skierowaliśmy się jeszcze na naszą ulubioną ławkę. Siedzieliśmy tam kolejne pół godziny i rozmawialiśmy. Zadziwiające jest to, że nam nigdy nie kończą się tematy do rozmów. Poczułam, że usycha mi w gardle.
-Kotku, przeszedłbyś się dla mnie do sklepu, po coś do picia? - zapytałam się, robiąc słodkie oczka.
-Dla ciebie wszystko, skarbie. - Odpowiedział i skierował się w stronę sklepu położonego za rogiem. Ja poczułam nagle, że ktoś mi się przygląda. Upłynęło z 5 minut, które strasznie mi się dłużyły, gdy usłyszałam, jak ktoś się zbliża z mojej prawej.
-No, no, no... Kogo ja tu widzę. - Zamarłam. Ten głos. On wszystko mówi. To on. Zdrętwiałą głowę powoli skierowałam w jego stronę.
-C-czego chcesz? - Zapytałam roztrzęsionym głosem. 
-Nie wiesz? Ciebie... - Powiedział i zaczął się zbliżać. Chciałam uciec, ale był szybszy i złapał mnie za włosy, które mocno pociągnął do tyłu, przez co energicznie się cofnęłam. Jęknełam głośno z bólu. - Radzę ci się zamknąć, bo pożałujesz. - Powiedział i uderzył mnie w twarz. Popchnął mnie do tyłu i oparł o drzewo, po czym zaczął się do mnie dobierać. Zaczął całować mnie po szyi i najwyraźniej mu się nie śpieszyło. Próbowałam się wyrwać, kopałam, tłukłam pięściami, ale na nic to się nie zdało. Gdy tylko krzyczałam, dostawałam mocne uderzenie w twarz, lub czułe miejsca w okolicy brzucha, oraz niżej. Zaczął rozpinać guziki mojej bluzki, a z moich oczu leciał potok łez. Nagle, bardzo daleko, dojrzałam Leóna. 
Teraz, albo nigdy.
Muszę krzyknąć bardzo głośno, bo nie będę mogła więcej.
-León! - Wydarłam się najgłośniej, jak umiałam.
Tak! Udało się, usłyszał! Poczułam kolejne, mocne uderzenie w twarz. Niestety, było tak mocne, że moja głowa się cofnęła i odbiła od drzewa. Potem zapadła już tylko ciemność. 

~◆~

*León*
Wracałem ze sklepu, niosąc w ręku wodę dla Violi, gdy usłyszałem przeraźliwy, rozdzierający krzyk mojej ukochanej. Z oddali, ledwo zobaczyłem Violettę i... jakiegoś typa. Upuściłem butelkę i czym prędzej do nich pobiegłem. Odepchnąłem tego kolesia i mocno walnąłem go w nos. On się zachwiał i poleciał do tyłu, a ja zadałem jeszcze pare ciosów. Gdy byłem pewny, że już nic nie jest w stanie zrobić, podbiegłem do Violki. Leżała bezwładnie na ziemi. Zapiąłem jej szybko uziki koszuli, Wziąłem ją na ręce i pobiegłem do szpitala, który znajdował się z 500m od tego miejsca.

~◆~

Okazało się, że stan Violi jest naprawdę poważny. Siedzę przed jej salą, ponieważ lekarze nie chcieli mnie wpuścić. Zadzwoniłem już do jej ojca, ale się okazało że wyjechał, więc skontaktowałem się z jej ciotką. Teraz obdzwaniam znajomych. Zaraz powinni się tu pojawić Fran, Fede, Andres, Lu i reszta. 
Nie wybaczę sobie, jeśli ona z tego nie wyjdzie. W końcu, gdybym jej nie zostawił i nie poszedłbym po tą cholerną wodę, to ona by tu teraz nie była, na dodatek w ciężkim stanie. Lekarze mi jeszcze nie zdradzili szczegółów, domagają się kogoś z bliższej rodziny. Poza tym, narazie i tak by nic nikomu nie powiedzieli, ponieważ trwają badania itd.
Moje rozmyślenia przerwał głos Fran:
-Co z nią León? - Pytała zmartwiona. - Co się wogóle stało? 
-Zaraz wam wszystko wytłumaczę, ale lepiej usiądźcie. - Gdy wykonali moje polecenie, wszystko im opowiedziałem.
Później przyszła Angie, której oczywiście trzeba było wszystko od nowa tłumaczyć. Niestety ja się już na to nie zdobyłem, ale na szczęście wyręczyła mnie Włoszka. Gdy skończyła, zapadła dość niezręczna cisza. Po 1.5h z pomieszczenia, w którym znajdowała się Viola, wyszedł lekarz z kilkoma pielęgniarkami.
-Co z nią, panie doktorze? - Zapytała zmartwiona Angie.
-A kim jest pani dla Panny Castillo? - Zapytał z dość obojętnym wyrazem twarzy. Ugh, już go nie lubię. 
-Jestem jej ciotką, ale aktualnie jedynym opiekunem.
-Więc dobrze. Violetta gdy tu przybyła, była w ciężkim stanie i nieukrywam, że robiliśmy co w naszej mocy, ale byliśmy zmuszeni wprowadzić ją w śpiączkę farmakologiczną.
-Ale j-jak to, kiedy się wybudzi? - Zapytała zdenerwowana Fran.
-Tego nie możemy stwierdzić. Może się wybudzić nawet jutro, ale może to nastąpić po upływie dłuższego, lub naprawdę długiego czasu, np. 2-10 lat. - Na te słowa zamarłem. Cały świat mi się zawalił. Ona może się naprawdę już nie obudzić. Te myśli zaprowadziły mnie do załamania. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy, nad którymi nie mogłem zapanować. 
-León, będzie dobrze, zobaczysz... Viola niedługo się wybudzi i wszysyko się ułoży. - Próbowała pocieszyć mnie Lu. Rozejrzałem się dookoła. Dziewczyny się także rozkleiły. Nawet Maxi i Fede uronili łzę. Przynajmniej nie czułem się tak idiotycznie. Z resztą... Co ja się tym przejmuję. Moja Viola leży w śpiączce, a ja się przejmuję repureputacją...
-Doktorze, a można do niej wejść? - Zapytała Camila.
-Tak, ale pojedyńczo proszę. - Odparł, po czym sobie poszedł. 
-León, może idź pierwszy. - Powiedziała Angie. Wszedłem powoli do sali. Zamknąłem drzwi i spojrzałem na łóżko. Leżała tam moja kruszynka, a do niej były poprzyczepianie niezliczone ilości kabelków. Wyglądała tak... niewinnie, biednie. Nie do opisania. Potrzedłem i usiadłem na kremowo-białym krzesełku obok łóżka. Złapałem chudą rączkę mojej dziewczyny, która była w tej chwili przerażająco zimna.
-Przepraszam Cię... To moja wina, że tu teraz jesteś. - Mówiąc to, zacząłem się dławić własnymi łzami. - Gdybym nie poszedł wtedy do tego cholernego sklepu, po picie, to by się wogóle nie zdarzyło... Kocham Cię i Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Jeżeli ty odejdziesz, to i ja razem z tobą. -Kontynuowałem. Mówiąc to, poczułem ucisk w ręku, w którym trzymałem Violę. - Proszę, obódź się jak najprędzej. Wierzę, że ci się uda. Jeszcze całe życie przed tobą, nie możesz się poddać. Pamiętaj, że ja nigdy o tobie nie zapomnę. Chodźbym miał czekać 10 tysięcy lat, poczekam na ciebie, ponieważ nikogo nigdy nie pokocham i nie pokochałbym tak, jak ciebie. - Siedziałem tak przy Violi 3 kolejne godziny i mówiłem do niej, dopóki nie zapukał ktoś do drzwi. 
Po chwili do pomieszczenia weszła Angie.
-León, moglibyśmy teraz też wejść na chwilę do Violetty? - Zapytała.
-A tak... Jasne, zaraz przyjdę. - Powiedziałem, a chwilę później zostałem sam w pomieszczeniu, z Violą. - Zostawię cię na chwilę, ale obiecuję, że zaraz wrócę. - Powiedziałem, po czym skierowałem się w stronę wyjścia. Gdy miałem już opuścić pomieszczenie, wszystkie maszyny zaczęły wydawać z siebie nierównomierne piski i inne odgłosy, a do sali wpadli lekarze i mnie wyprosili. Próbowałem zostać, ale zostałem z tamtąd zabrany siłą. 

~◆~

*Violetta*
Słyszę stłumione odgłosy, ale niczego nie widzę... Czasem miewam jakieś przebłyski, kolory, rzeczy, ale nic więcej. Później znów zapada ciemność...
Budzę się, ale dalej nic nie widzę, dalej jestem tak jakby w jakimś dziwnym, pokręconym śnie. Nagle słyszę Leóna. Słyszę doskonale co mówi, ale nie mogę mu odpowiedzieć. Staram zrobić cokolwiek, może mi się udało... Nie wiem, nie czuję tego.
Później znowu odczuwam... słabość. Nie mam siły walczyć. Słyszę jak idzie... Opószcza mnie wtedy, gdy go tak bardzo potrzebuję. Nie dam rady bez niego. Bez niego moje życie nie ma sensu... Może mój czas na tym świecie właśnie dobiegł końca? Chyba będzie najlepiej, jak stąd odejdę. Wszystkim beze mnie będzie lepiej...